Teo

Rozwój duchowy jest bardzo ważny.

W Zajordaniu

No i nic, dalsze rozważania, seria "W Zajordaniu". Fragment z Ewangelii św. Jana 10, 40 - 42 "W Zajordaniu".

40 I powtórnie udał się za Jordan na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał. 41 Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. 42 I wielu tam w Niego uwierzyło.

No i co, jadę na olimpiadę. Jak to wygląda dla ogólnie nas wszystkich? Czego chcę od życia? Jakie faktycznie mam marzenia, które chcę zrealizować? Jak wygląda teraz moje życie? Czy jest super czy jest raczej lipa? Czy żyję pełnią życia czy na pół gwizdka? Warto mi się wydaje przeanalizować swoje życie pod kątem tych pytań. Wiele osób jest bardzo rozbitych, nie wie czego tak naprawdę chcą od życia. Idą aby iść. A tu potrzeba czegoś konkretnego, czegoś co nada życiu smak. Życie to nie tylko biznesy, sumy, to coś dużo więcej. To marzenia, własne pragnienia, to cele życiowe. A marzenia spełniać zawsze warto.

Problem jest w tym, że my tego nie robimy. Szukamy próżnej motywacji do próżnych działań. Błądzimy i nie chcemy zawrócić. Dawno temu powiedziano, że Jezus nie zostawia nikogo w potrzebie. Możemy iść do niego przez Maryję, ona nas nigdy nie zostawi. Tak ciężko porozmawiać choćby przez chwilę z nią, prawda? Tyle słów wypowiadamy przez telefony, w pracy gadamy o bzdurach, w domu tak samo. A tu tylko chwila. Maryja jest dla każdego. Jest początkiem wspaniałej przygody i wyjściem z naszych życiowych niepowodzeń. A my szukamy sensacji rozmawiając o jakichś demonach, że trzeba z nimi walczyć. Zostawiamy natomiast nasze zwykłe, codzienne spotkanie z Maryją. Odkładamy je na potem. Chcemy się popisać o być cool, żeby inni nas chwalili. Ważniejsze jest jednak to żeby to Maryja nas pochwaliła. A my możemy ją pocieszyć, pobyć przy niej w adoracji Najświętszego Sakramentu, oddać swoje życie dla niej. Dopiero wtedy zobaczymy co to życie.

Była kiedyś pewna kobieta. Co niedzielę chodziła do kościoła, nawet w tygodniu. Pewnego dnia oznajmiła, że ona nie czuje Jezusa. Idzie do kościoła i go nie czuje. Jezus to nie uczucie, to obecność. On jest, jest tuż obok niej i ją ciągle pociesza. Pociesza też każdego z nas, tych co chodzą do kościoła i tych co nie chodzą. Nie robi podziałów, nie robi z siebie niewiadomo kogo. Swoje ambicje przedkłada na miłość. To miłość jest najważniejsza, to miłość zawsze wygrywa, a nie nasze ambicje. Pewna kobieta pojechała kiedyś za granicę szukać przygód. Nie znalazła ich, ale znalazła nudne życie, które było takie sobie. Niby było fajne, ale nie do końca.

My powinniśmy żyć pełnią życia, tym pięknem, które nas otacza, dobrem, troską, a nie jakimiś błachostkami. Daj no mnie kamerę żebym dobrze wyszedł na Youtubie. To przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Zmiany są czasem niewygodne. Trzeba walczyć, tu potrzeba wiele walki, wysiłku, prawo pięści i tu jest bardzo ważne. I to prawo nas wiedzie na sam szczyt Bożej Chwały, ku pokorze. Dawno temu mnichowie z klasztoru Shaolin zobaczyli, że walka daje pokorę, daje to poczucie wartości moje i mojego przeciwnika. I to jest coś niesamowitego. A wygrana to coś pięknego. Dobra forma to podstawa, czyż nie uważamy?